Kolejny raz przemieszczając się po Indiach z kierowcą, zauważam, że pasy na drodze zdają się być jedynie dekoracją. Choć nominalnie są trzy, w praktyce mieści się pięć pojazdów obok siebie, a pomiędzy nimi przeciskają się skutery i przechodzą ludzie. Tak, nawet na drogach szybkiego ruchu. Podobno policja kontroluje ruch wyłącznie w miastach. Poza nimi zasady praktycznie nie istnieją. A i w samych miastach interwencje ograniczają się głównie do przekroczeń prędkości. Przynajmniej tak powiedział mi Rohid, mój kierowca do Agry.
Dziś jednak nie Agra, a kierunek północ – opuszczam chaotyczne Delhi, by udać się do Rishikesh, światowej stolicy jogi.

Bo joga narodziła się nie na Bali, które dziś przyciąga tłumy turystów i instruktorów, ani w Tajlandii, słynącej z popularnych kursów, lecz tutaj, w Indiach, gdzie jej korzenie sięgają tysięcy lat wstecz.
W tym artykule opowiem o moim doświadczeniu w szkole jogi w Rishikesh, lokalnych zwyczajach i miejscach wartych odwiedzenia w mieście i okolicach.
Jest to druga część artykułu na temat podróży po Indiach Północnych.
Część pierwsza: Delhi i Złoty Trójkąt dostępna tutaj.
Skąd się wzięła joga?
Joga wywodzi się z hinduizmu i ma swoje korzenie w starożytnych Indiach, gdzie jej początki sięgają co najmniej 5000 lat wstecz. Słowo "joga" pochodzi od sanskryckiego terminu „yuj”, co oznacza „połączenie” lub „zjednoczenie”. Joga pierwotnie była duchową i filozoficzną praktyką mającą na celu zjednoczenie ciała, umysłu i ducha, a także osiągnięcie wyzwolenia (moksha) i wewnętrznej harmonii. Z biegiem czasu wykształciła się w różne szkoły i style, które miały na celu nie tylko rozwój duchowy, ale także fizyczny, poprzez asany (pozycje ciała), kontrolę oddechu i medytację. Najstarsze pisma jogi, jak "Upaniszady" i "Bhagavad Gita", stanowią fundamenty tej praktyki, wyjaśniając jej filozofię i cele. Współczesna joga jest zróżnicowana, łącząc aspekty fizyczne z duchowymi, jednak jej podstawowe założenie o dążeniu do równowagi wewnętrznej i jedności pozostaje niezmienne.

Bali stało się popularne jako centrum jogi, zdrowia i duchowego rozwoju przede wszystkim dzięki globalnej rozpoznawalności, jaką zyskało w wyniku popularności filmu Eat Pray Love (2010), w którym główna bohaterka, grana przez Julię Roberts, podróżuje do Bali w poszukiwaniu wewnętrznego spokoju. Film przyczynił się do wzrostu turystyki duchowej na wyspie i na dobre wprowadził Bali do świadomości osób poszukujących miejsca do medytacji, jogi i odnowy ciała.
Jednak rzeczywiście, tradycyjna balijska kultura, choć bogata w duchowe praktyki, takie jak hinduistyczne rytuały, ofiary czy ceremonie, nie miała z jogą aż tak silnego związku. W Bali, jak w wielu innych częściach Indii, dominowały tradycje hinduistyczne związane z modlitwą, ofiarami i rytuałami religijnymi, ale joga, w jej współczesnym rozumieniu, zaczęła się rozwijać na wyspie dopiero w drugiej połowie XX wieku, kiedy to zaczęły powstawać szkoły jogi, centra wellness i masaże.
Owszem, dzięki rosnącej popularności tej wyspy jako miejsca turystyki wellness, Bali stało się mekką dla osób szukających duchowego odpoczynku, jogi, medytacji, detoxu i masaży, ale te zjawiska są raczej wynikiem globalnych trendów, a nie naturalną częścią balijskiej kultury sprzed tego boomu turystycznego.
Joga i Ajurweda w Indiach
W Indiach natomiast sytuacja wyglądała inaczej. Choć próżno tu szukać luksusowych retreatów, joga jest bardziej autentyczna. Dodatkowo w Indiach praktykowana jest ajurweda – tradycyjny system medycyny, który ma swoje korzenie w tym kraju i jest jednym z najstarszych systemów leczniczych na świecie. Termin "ajurweda" pochodzi od sanskryckich słów "ajur" (życie) i "weda" (wiedza), co dosłownie oznacza "wiedza o życiu". Ajurweda opiera się na holistycznym podejściu do zdrowia, łącząc ciało, umysł i ducha, z celem przywrócenia równowagi w tych trzech aspektach.

Ajurweda stosuje naturalne metody leczenia, takie jak dieta, zioła, masaże, oczyszczanie organizmu (panchakarma), jogę, medytację, a także techniki oddechowe, by wspierać zdrowie zarówno ciała, jak i umysłu. Od wieków jest praktykowana w Indiach jako sposób na utrzymanie dobrego zdrowia, zapobieganie chorobom i leczenie różnych dolegliwości, a jej wpływ na współczesną medycynę alternatywną i holistyczną jest nieoceniony.
Z Delhi do Rishikesh samochodem
Droga z Delhi do Rishikesh różni się od tej do Agry. Im bliżej "mekki jogi", tym więcej infrastruktury skierowanej do turystów: częste bary, toalety w zachodnim stylu, hotele, restauracje. Pojawiają się też miasteczka, których wcześniej, pomiędzy większymi miastami, wcale nie było.
Na jednej ze stacji benzynowych, musiałam opuścić samochód podczas tankowania. Zaczepił mnie młody chłopak:
– Jak masz na imię? Skąd jesteś? Ile masz lat?
– 31 – odpowiedziałam, dodając z uśmiechem – Old.
– Yeah – potwierdził poważnie, dodając: – A masz 1 euro?

Dotarliśmy do Rishikesh. Zatrzymałam się w Tapovan, spokojniejszej części miasta. Po zakwaterowaniu od razu wyszłam na miasto, żeby coś zjeść i zobaczyć, gdzie trafiłam. Już na pierwszy rzut oka widać ogromną różnicę w porównaniu do Delhi, Agry i ogólnie tamtej części Indii – to pierwsze miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie i nie jestem zaczepiana przez innych. Do kwestii bezpieczeństwa jeszcze wrócimy, ale ogólnie rzecz biorąc, ludzie tutaj są zupełnie inni niż w Delhi. Pewnie przyzwyczajeni do obecności zagranicznych turystów, licznie przyjeżdżających do szkół jogi w okolicy. Widać coś, co w Delhi byłoby nie do pomyślenia – dziewczyny spacerują w koszulkach na ramiączkach i legginsach. Po tygodniu w innym świecie zapomniałam, że tak można!
Oczywiście, jogę w takich ubraniach praktykują głównie zachodni turyści. Prawdziwy strój jogina wygląda nieco inaczej. Ubranie ma być luźne i wygodne, a nie drogie i modne. Nikt tutaj nie kupuje legginsów za 200 zł. Chodzi o komfort, a nie o to, jak się wygląda. W tej tradycji liczy się nie zewnętrzna prezencja, ale wewnętrzna harmonia i skupienie na praktyce.
Ale dobrze, teraz nie o tym.

Wyszłam na miasto z zamiarem zjedzenia czegoś, kupienia wody i może jakichś sandałów lub klapek (tak, ponownie – poprzednie się rozpadły, gdy wchodziłam pod górkę z plecakami z taksówki do mojego zakwaterowania w Rishikesh).
A teraz siedzę w knajpie stylizowanej na Beatlesów, jem kanapkę, słucham ich muzyki i patrzę na Ganges. Jest pięknie. Chyba po raz pierwszy podczas tej podróży czuję, że wszystko jest w porządku i w końcu trafiłam w odpowiednie miejsce dla siebie. Tego właśnie potrzebowałam.
Szkoła Jogi

W Rishikesh zatrzymałam się w szkole jogi Yoga Vidya Mandiram, gdzie zapisałam się na 3-dniowy kurs. Od razu dodam, jeśli będziecie mieli możliwość, zapiszcie się na co najmniej tygodniowy. Trzy dni zostawiają ogromny niedosyt i to zdecydowanie za mało, by wyrobić sobie solidne nawyki. Oczywiście, tydzień to też za krótko, ale już na pewno lepiej. Wiele osób jest tam na miesiąc lub dłużej. W takim czasie naprawdę można nauczyć się wiele i wyrobić odpowiednią rutynę. Po moich trzech dniach zostałam jeszcze na dwa kolejne (bo tylko tyle miałam czasu), by choć trochę lepiej wykorzystać ten czas. Energia panująca w tym miejscu była niesamowita, zwłaszcza wśród ludzi z całego świata, z którymi miałam okazję dzielić praktyki, posiłki i fascynujące konwersacje.

Zaczęliśmy od ceremonii ognia*, praktykowanej na rozpoczęcie kursów, mającej na celu otwarcie umysłu i puryfikację przed nowymi doświadczeniami. Przewodniczący ceremonii śpiewał mantry, polewając ogień mieszanką ghee (klarowanego masła), a my, w odpowiednim momencie modlitwy, wrzucaliśmy do ognia zioła i kwiaty jako ofiary.
Szkoła jogi, w której się zatrzymałam, była bardzo prosta, skromna, ale pełna autentyczności. To nie miejsce na luksusowe retreaty z basenami i SPA, ale przestrzeń, która kładzie nacisk na prawdziwą praktykę jogi, wewnętrzny rozwój i życie w zgodzie z podstawowymi zasadami duchowości. Pokoje są skromne, funkcjonalne – niczego tu nie brakuje, ale też niczego nie ma na pokaz. Wszystko jest minimalistyczne, by nie odciągać uwagi od głównego celu – praktykowania jogi.

Jadalnia jest wspólna, a posiłki są proste, zdrowe, przygotowane w duchu ajurwedy. Jednym z ważniejszych elementów życia w tej szkole jest karma joga, czyli praktyka pomagania innym w codziennych obowiązkach, takich jak sprzątanie czy dbanie o porządek w miejscu. Wszyscy uczestnicy kursu myją po sobie naczynia, pomagają w utrzymaniu czystości i sprawności funkcjonowania szkoły. To pozwala poczuć się częścią wspólnoty, a także daje poczucie satysfakcji z wykonywania prostych, ale istotnych czynności, które wspierają życie w zgodzie z zasadami jogi.
Codzienna rutyna w szkole jogi była dość wymagająca, co pozwalało na pełne zanurzenie się w praktyce. Każdy dzień zaczynał się wcześnie, by jak najwięcej skorzystać z porannej energii, kiedy umysł jest świeży i gotowy do nauki.
Oto plan dnia:
5:00 – Pobudka | Początek dnia o 5:00 to czas na przygotowanie do praktyki. To moment, kiedy można zresetować ciało i umysł, przygotowując się do dnia pełnego pracy nad sobą. |
6:15 – Mantra Chanting | Pierwszym krokiem po pobudce była mantra chanting, czyli śpiewanie mantr. To praktyka, która miała na celu oczyszczenie umysłu, wprowadzenie spokoju i skupienia. W połączeniu z oddechem, mantra chanting pomagał również w synchronizacji ciała z duchowym wymiarem. |
6:30 – Pranajama | Pranajama, czyli techniki oddechowe, były kolejnym krokiem. Ćwiczenia oddechowe pozwalały na kontrolowanie energii życiowej w ciele i pomagały w przygotowaniu do kolejnych, bardziej wymagających praktyk. |
7:30 – Hatha Yoga | Praktyka Hatha Yogi była głównym punktem poranka, skupiającym się na asanach, czyli pozycjach ciała, które pomagają w rozciąganiu i wzmacnianiu ciała. To moment na połączenie oddechu z ruchem, w celu osiągnięcia harmonii między ciałem a umysłem. |
9:00 – Śniadanie | Śniadanie (finally), późniejsze, ale obfite, składało się głównie z naturalnych, lekkich potraw. Po czterech godzinach praktyki, organizm był już przygotowany na posiłek, który dostarczał niezbędnej energii na resztę dnia. |
10:00 – Yoga History / Yoga Philosophy | Po śniadaniu zaczynała się sesja wykładowa. Poznawaliśmy historię jogi, filozofię jogi oraz zasady, które rządzą tą praktyką. Był to czas na intelektualne zgłębianie podstaw jogi i jej duchowego wymiaru. |
13:00 – Lunch | A po lunchu czas dla siebie. |
16:30 – Ashtanga Vinyasa Yoga | Po południu praktykowaliśmy bardziej dynamiczną formę jogi – Ashtanga Vinyasa, która łączyła ruch z oddechem. Była to bardziej intensywna sesja, wymagająca pełnej koncentracji i energii. |
18:00 – Relaxation & Meditation | Po intensywnej praktyce, wieczór spędzaliśmy na relaksacji i medytacji. Był to moment na wyciszenie ciała i umysłu, a także na integrację całego dnia. |
19:00 – Kolacja | Kolacja była spokojniejsza, lekkostrawna, zgodna z zasadami sattvi, czyli mająca na celu oczyszczenie organizmu i dostarczenie mu tylko niezbędnych składników odżywczych. |
21:00 – Sen | Po intensywnym dniu, sen o godzinie 21:00 był bardzo ważnym elementem rutyny. Nie było wieczornych wyjść na miasto. A pewnie nawet jakby były dozwolone, nikt nie miałby na to siły. |
Cała ta rutyna miała na celu utrzymanie harmonii w ciele, umyśle i duchu, wprowadzając uczestników w stan pełnej obecności i równowagi.
Jedzenie i zwyczaje w Rishikesh

W szkole jogi obowiązywała wyłącznie kuchnia sattwiczna (sattvic). Jest ona jednym z fundamentów tradycji ajurwedyjskiej i filozofii jogi. Zgodnie z tą zasadą jedzenia, celem jest nie tylko dostarczenie organizmowi składników odżywczych, ale także wspieranie równowagi umysłowej, duchowej i fizycznej. Słowo „sattvic” pochodzi od sanskryckiego słowa „sattva”, które oznacza harmonię, czystość i równowagę. W kuchni sattwicznej najważniejsze jest to, aby jedzenie było pełne energii życia (prany), lekkostrawne, czyste i odżywcze.
W Rishikesh, a także w innych częściach Indii, w miejscach o dużym znaczeniu duchowym, obowiązują przepisy mające na celu zachowanie czystości umysłu i ducha. Spożywanie mięsa i alkoholu jest zabronione, ponieważ w wielu systemach filozoficznych, jak hinduizm, buddyzm czy joga, dieta ma kluczowe znaczenie dla osiągnięcia równowagi ciała, umysłu i ducha. W szczególności, spożywanie mięsa i alkoholu może wpływać na czystość umysłu, prowadząc do agresji, pożądania, braku uważności oraz trudności w utrzymaniu spokojnej i klarownej świadomości.**
Mimo tych ogólnych zasad, w bardziej turystycznych rejonach Rishikesh, jak i innych miastach Indii, niektóre restauracje mogą serwować alkohol czy mięso. Zdarza się to szczególnie w miejscach, które kierują swoje usługi do zagranicznych turystów. Pytałam też mojego przewodnika jak to wygląda. W rzeczywistości, wielu mieszkańców Rishikesh, mimo że przestrzega zasad związanych z religią i duchowością w codziennym życiu, nie zawsze stosuje je w pełni w swoich prywatnych sferach i u nich w domu czasem faktycznie kurczaka zjedzą.
Bardzo podoba mi się napis wywieszony w jadalni mojej szkoły jogi: "Foods that are too bitter, sour, salty, very hot, pungent, dry, and full of chillies are dear to those in the mode of passion. Such foods cause pain, grief, and disease." To zdanie jest zgodne z filozofią ajurwedy i zasadami sattvicznej diety. To tak w kontraście do wielu miejsc Indii, gdzie jedzenie jest zazwyczaj zbyt doprawione i bardzo pikantne. Tutaj smakuje naturalnie, co pozwala cieszyć się pełnią smaku i wartościami odżywczymi bez nadmiaru ostrości czy tłuszczu. Takie podejście przyczynia się do poczucia lekkości, a jednocześnie wspiera zdrowie i długowieczność.
Eating well is a form of self respect. Wszędzie tu zachęcają do zdrowego trybu życia, a takie napisy można spotkać w wielu restauracjach.
Life is a combination of magic and food - znajomi na pewno wiedzą, że ten cytat musiał mi wyjątkowo przypaść do gustu. Znalazłam go w hotelowym menu w Hill Top Swiss Cottage, gdzie zatrzymałam się na ostatnie dwie noce.
Masaże z duchem ajurwedy
A co można było robić w popołudniowym wolnym czasie? Ja codziennie korzystałam z Ajurwedyjskich masaży.
Moim numerem jeden był Deep Tissue Massage, który był intensywny i przypominał zachodni masaż głęboki. Skupiał się na rozluźnianiu napięć mięśniowych i poprawie krążenia, jednak wiele innych technik masażu w Ajurwedzie jest zupełnie inna niż to, co znamy na co dzień w Europie.

Innym z masaży, który wypróbowałam, był Abhyanga, czyli masaż olejowy wykonywany na całym ciele. Do masażu stosuje się ciepły olej, który aplikowany jest od stóp w górę. Masaż ma na celu poprawę krążenia, usuwanie toksyn i relaksację ciała. Podczas zabiegu masażysta stosuje określone ruchy, które mają na celu przywrócenie równowagi energetycznej w ciele. Olej, w zależności od potrzeb, może być wzbogacony ziołami, które pomagają w detoksykacji i nawilżeniu skóry.
Innym bardzo popularnym zabiegiem jest Shirodhara – wyjątkowy zabieg polegający na wylewaniu ciepłego oleju na czoło, w okolicach trzeciego oka. Zazwyczaj wylewa się około trzech litrów oleju przez około 30 minut. Działanie tego zabiegu jest bardzo uspokajające i relaksujące, ma na celu wyciszenie umysłu, zmniejszenie stresu i poprawę jakości snu. Tradycyjnie olej stosowany w tym zabiegu to olej sezamowy, który odżywia skórę i działa kojąco na układ nerwowy.
Wypróbowałam także Udvartana, czyli masaż ciała wykonany za pomocą suchych ziół, który pomaga w detoksykacji i redukcji cellulitu. Zioła były nakładane na ciało w formie pudru i następnie wmasowywane w skórę w energicznym ruchu. Po masażu ciała, przeprowadzano jego dalsze rozluźnienie, wykonując kolejne techniki, aby poprawić krążenie i wspomóc przepływ energii w ciele.
Te zabiegi były dla mnie nie tylko sposobem na odpoczynek po intensywnych praktykach, ale także doskonałą okazją do głębszego połączenia się z ajurwedyjską filozofią dbania o ciało i umysł.
Za tymi masażami będę tesknić najbardziej.
Jest wiele miejsc oferujących masaże w całym Tapovan. Ja wybrałam jedno z miejsc niedaleko mojej szkoły jogi. W sam raz na szybki masaż między praktykami. Zazwyczaj nie ograniczam się do jenego miejsca, testuje różne. Ale tutaj już po pierwszym masażu wiedziałam, że nie muszę szukać dalej. I oczwiście, ponownie, żadne premium spa, a prosty pokój, z wiatrakiem zamiast klimatyzacji, który czasem się wyłączał w przerwach na dostawy prądu.
Święte krowy
“These cows, they lay down on the road, like they really know they are sacred”.
Wracając z miasta do hotelu, miałam w głowie te słowa koleżanki ze Sri Lanki, którą poznałam na kursie jogi. Szłam w pełnym relaksie, po przyjemnym dniu – masażu i kolacji, cała jeszcze w olejkach. Było spokojnie.
I nagle – dwie krowy przede mną, warczą na siebie, wyraźnie wkurzone. W jednej chwili jedna z nich obraca się i rusza pędem… prosto na mnie. W sekundzie wszyscy wokół rzucają się do ucieczki – właściciele sklepów barykadują wejścia, ludzie chowają się do środka. Zaczynam biec i ja.
Biegnę za Hinduską, chyba obie zorientowałyśmy się o pół sekundy za późno. W ostatniej chwili wbiegamy w jakąś bramę, chowamy się za murem. Uff. Krowa została na głównej drodze. Wychodzimy, obie w szoku i bez tchu.
Ludzie też w szoku. Mówią, że było blisko. Ja też to czułam. Wszystko działo się błyskawicznie, ale w jednej chwili dotarło do mnie, jak łatwo można stracić nad czymś kontrolę… i skończyć tragicznie. Na szczęście tym razem się udało.
Ale już nigdy nie przejdę obok „świętej” krowy tak samo spokojnie.
Rishikesh - podróż po okolicy - co robić oprócz jogi?
Po ukończeniu kursu jogi, czując się wewnętrznie całkiem inaczej niż w momencie przybycia do Rishikesh, postanowiłam, że najwyższa pora poznać to miasto.
Znalazłam całodniową wycieczkę na GetYourGuide – „Zobacz najważniejsze miejsca Rishikesh na skuterze”. Brzmi dobrze.
Oczywiście, po mojej przygodzie z krową, nie czułam się już tak pewnie, zwłaszcza mając w głowie wizję jazdy na skuterze w tym drogowym chaosie. Jednak nie chciałam dać krowie tej satysfakcji i odwołać wycieczki. Miałam nadzieję, że to po prostu seria niefortunnych zdarzeń, a nie jakaś zła karma, która chce mnie unicestwić w tej podróży. Postanowiłam odczarować poprzedni incydent miłym dniem, poruszając się jak locals. Więc z początkową trwogą, ale jednak pełna determinacji, ruszyłam.
Przewodnik praktycznie nie mówił po angielsku, ale za to jeździł bezpiecznie (jak na ich standardy). Oczywiście kasku nie dostałam – ten jeden był na wyposażeniu kierowcy. Założył go jednak tylko na odcinek najbardziej ruchliwej drogi.

Zaczęliśmy od wizyty w świątyni, położonej około 30 km za Rishikesh. Droga skuterem wiodła wzdłuż przepaści, oferując przepiękne widoki. Z jednej strony zbocze porośnięte dziką, bujną roślinnością po której raz po skakały małpy i siedziały ptaki, z drugiej strome, wysokie urwisko, a poniżej – Ganges. Widoki były zachwycające, a wiatr we włosach (bo bez kasku) dodawał całej podróży uroku. To była prawdziwa przyjemność.
Świątynia, o której mówimy, to Neelkanth Mahadev, uznawana za jedną z najważniejszych w tej części Indii, a także w całym kraju. Znajduje się w górach, około 30 km od Rishikesh, w malowniczej okolicy, pośród lasów i gór. Zanim dotarliśmy do samej świątyni, musieliśmy ściągnąć buty dużo wcześniej. Ściąganie obuwia jest powszechną praktyką w miejscach sakralnych. Niestety, droga nie należała do najczystszych. Kilka razy w coś wdepnęłam. Yikes.

Świątynia jest poświęcona Sziwie – jednemu z trzech głównych bóstw w hinduizmie, który należy do tzw. Trimurti, czyli trojga głównych bóstw obok Brahmy i Wisznu. Sziwa jest bóstwem związanym z zniszczeniem i transformacją, co nie oznacza tylko destrukcji, ale także odnowy i stworzenia przestrzeni do nowych początków. Według mitów, to właśnie tutaj, w tej okolicy, Sziwa wypił truciznę podczas wojny między bogami a demonami (samudra manthan), aby ocalić świat. Miejsce to stało się więc miejscem szczególnego kultu, odwiedzanym przez wielu wiernych z całych Indii.
Po wizycie w świątyni, kontynuowaliśmy naszą wycieczkę i udaliśmy się nad piękny wodospad. Droga do niego wymagała półgodzinnego trekkingu, co stanowiło miłą odmianę po wcześniejszych 60 km przejechanych skuterem. Wspinaczka była dość przyjemna, a natura wokół niesamowita. W końcu dotarliśmy do wodospadu, którego huk i chłodna mgiełka dawały ukojenie w gorące, słoneczne popołudnie.
Po wodospadzie czekała nas jeszcze jedna świątynia, pełna spokoju i harmonii, a tuż obok niej, wciąż w tej samej malowniczej okolicy, znajdował się ashram***, który zdobył sławę dzięki odwiedzinom Beatlesów. To właśnie tutaj, w latach 60., zespół przyjechał, by praktykować medytację i zgłębiać duchowość. Ashram Maharishi Mahesha Yogi stał się popularny po tym, jak członkowie zespołu, zafascynowani medytacją transcendentalną, spędzili tu kilka miesięcy. Wpływ tej wizyty na kulturę, muzykę, a także na popularność medytacji na Zachodzie, jest nieoceniony. Dziś ashram jest bardziej turystyczną atrakcją, ale wciąż czuć tam atmosferę spokoju i duchowego ukojenia, jaką przywieźli ze sobą Beatlesi.
W samym ashramie, który po dziś dzień jest ważnym punktem na mapie turystycznej miasta, można zobaczyć murale Beatlesów, a także wystawy z ich zdjęciami z tamtego okresu. Choć miejsce to zyskało ogromną wartość historyczną, niestety jest w dość złym stanie – popada w ruinę, a część budynków jest zniszczona. Z tego powodu wielu turystów odwiedzających Rishikesh uważa, że to smutny widok, biorąc pod uwagę ogromną popularność, jaką zdobyło to miejsce na świecie.
W ogóle to Rishikesh stało się popularne szczerzej w świecie właśnie za sprawą Beatlesów. Po tym jak tutaj napisali swoje największe przeboje, inne światowe gwiazdy również zapragnęły zgłębić medytację transcendentalną i odwiedziały Rishikesh. To tutaj powstały niektóre z ich najważniejszych utworów, w tym piosenki z albumu "The White Album". Wśród najbardziej znanych piosenek, które były tworzone w tym okresie, znajdują się m.in. „Dear Prudence”, „Bungalow Bill” i „Blackbird”. Wizyta Beatlesów w Rishikesh stała się jednym z najbardziej ikonicznych momentów w historii muzyki XX wieku, a także przyczyniła się do rozwoju ruchu medytacji na całym świecie.
Co ciekawe, ashram posiada 84 małe miejsca do medytacji, które wyglądają jak małe domki. Liczba 84 nie jest przypadkowa – w tradycji jogi odnosi się do liczby 84 pozycji jogi, które mają głębokie znaczenie symboliczne. Wierzono, że każda z tych pozycji miała wpływ na inne aspekty duchowego i fizycznego rozwoju, a medytacja w tym miejscu miała zapewniać oświecenie i wewnętrzną harmonię. Miejsca te zostały zaprojektowane z myślą o indywidualnej praktyce medytacyjnej, w ciszy i spokoju, gdzie każdy mógł w spokoju zgłębiać swoje wnętrze.
Pomimo obecnego stanu ashramu, wciąż cieszy się on dużym zainteresowaniem turystów, a wstęp wynosi 1200 rupii, co sugeruje, że dochody z biletów mogą zostać przeznaczone na renowację i naprawy, choć na razie nie ma oficjalnych informacji na temat planów rewitalizacji tego miejsca.
Wycieczka trochę przerosła moje oczekiwania. Gorąco i ciągla jazda na skuterze dawały się we znaki. Po południu powiedziałam przewodnikowi, że nie mam już sił, więc zawiózł mnie na dwie godziny do hotelu, żebym mogła odpocząć przed wieczornym Ganga Aarti. Starość? W końcu jestem już po 30.
Po dwóch godzinach przewodnik przyjechał po mnie i ruszyliśmy na wieczorne Ganga Aarti. Pewnie zastanawiacie się co to jest?
Ganga Aarti to codzienna rytualna ceremonia, która odbywa się nad rzeką Ganges, szczególnie popularna w Rishikesh. Ceremonia ta ma miejsce w trzech różnych lokalizacjach w mieście. To wyjątkowe doświadczenie, które można opisać jako połączenie duchowego rytuału, medytacji i wspólnotowej modlitwy. Ganga Aarti jest pełna symboliki, a jej celem jest oddanie czci Gangesowi, który w hinduizmie jest świętą rzeką, oraz bóstwom. Podczas ceremonii, kapłani i uczestnicy śpiewają mantry, trzymają płonące lampiony i ofiarowują kwiaty, które unoszą się na wodzie.
Na pewno to wyjątkowy widok, z ogniem tańczącym w powietrzu i zapachem kadzideł, który wypełnia powietrze. Wiele osób bierze udział w ceremonii, by wyrazić wdzięczność, pomodlić się o zdrowie, szczęście lub pokój w świecie. Chociaż ceremonia jest duchowym przeżyciem, to także coś, co daje poczucie wspólnoty i pokoju. Na początku może to być trudne do zrozumienia, szczególnie kiedy nie zna się tradycji, ale widok rzeki pełnej kwiatów i dymu unoszącego się z kadzideł wprowadza w atmosferę spokojnej refleksji i medytacji.

W drodze powrotnej kupiłam dwie butelki wody za 60 rupii, co chyba było najtańszą rzeczą, jaką kupiłam w Indiach do tej pory. Czyli ok 1,50 za butelkę.
Jutro już czeka mnie lot z Dehradun (Rishikesh nie ma lotniska) do Delhi. A potem… powrót do domu! Chyba pierwszy raz w życiu cieszę się na myśl o powrocie.

Jeżeli chcecie namiary na jakiekolwiek miejsce wymienione w artyukule. Lub planujecie podróż do tej części Indii i macie jakiekolwiek pytania, zapraszam do kontaktu :)
* Ceremonia ognia, znana również jako Homa lub Yajna, jest tradycyjną hinduską praktyką, która ma na celu oczyszczenie umysłu i ciała oraz otwarcie serca na nowe doświadczenia. Często jest stosowana na początku kursów jogi, aby zainicjować proces duchowego oczyszczenia.
W trakcie ceremonii ognia, kapłan lub przewodniczący ceremonii wyśpiewuje mantry, które mają na celu połączenie się z duchowymi energiami. Ogień jest traktowany jako święty element, a jego płomienie stanowią medium łączące świat materialny z duchowym. Tradycyjnie do ognia wrzucane są ofiary w postaci ghee (masła klarowanego), które ma na celu oczyszczenie i poświęcenie duchowe, ale mogą to być również inne materiały, takie jak przyprawy, zioła, nasiona, kadzidła czy kwiaty. Podczas ceremonii uczestnicy w odpowiednich momentach wrzucają do ognia małe porcje tych składników, jako dar i modlitwę o dobrobyt, pokój oraz harmonię.
**W hinduskiej tradycji zwraca się szczególną uwagę na tzw. ahimsę (niemanie przemocy), która obejmuje nie tylko relacje z innymi ludźmi, ale także ze światem zwierząt. W związku z tym unikanie mięsa jest postrzegane jako wyraz szacunku dla życia innych istot. Ponadto, w tradycji jogi dieta roślinna ma sprzyjać spokoju umysłu i lepszej medytacji, co jest istotne w procesie duchowego rozwoju.
W Rishikesh spożywanie alkoholu jest również zabronione z podobnych powodów — alkohol uznawany jest za substancję, która osłabia zdolność do koncentracji, powoduje rozproszenie i zaburza wewnętrzną harmonię. W kontekście jogi, picie alkoholu może utrudniać praktykę, która opiera się na pełnej obecności i uważności.
*** Ashram to miejsce, które w tradycji hinduskiej jest dedykowane duchowemu rozwojowi, medytacji i nauce jogi. Jest to przestrzeń, w której ludzie, szukający głębszego zrozumienia siebie i świata, mogą żyć w prostocie, oddać się praktykom duchowym i zdobywać wiedzę o religii, filozofii oraz praktykach takich jak joga, medytacja, ajurweda czy mantra chanting.
Ashramy są często położone w odosobnionych miejscach, z dala od zgiełku miast, aby sprzyjały wyciszeniu i refleksji. Zwykle oferują codzienne rytuały, takie jak modlitwy, medytacje, śpiewy mantr, praktyki jogi, a także dyskusje filozoficzne i nauki duchowe. Mieszkańcy ashramu, zwani zazwyczaj sadhakami, żyją zgodnie z określonymi zasadami, które obejmują prostotę życia, pracę dla wspólnego dobra, a także przestrzeganie zasad moralnych i duchowych.
Ashramy mają głęboko zakorzenione znaczenie w hinduskiej tradycji, a ich celem jest wspieranie osób na ścieżce duchowego przebudzenia, wewnętrznej harmonii i samorealizacji. Współcześnie, poza tradycyjnym aspektem religijnym, ashramy stały się także miejscami, gdzie praktykuje się jogę i medytację w szerszym, globalnym kontekście.
Comments